poniedziałek, 21 lipca 2008

Intrapsychiczny generation gap

W ramach przystawki odrobina teorii, jako że nie każdy miał nieopisane szczęście uczestniczyć w zajęciach z psychologii na wydziale lekarsko-dentystycznym mojej ulubionej uczelni medycznej w Polsce. Na tychże frapujących każdego przyszłego stomatologa zajęciach, pomiędzy zbiorowym delektowaniem się pomarańczami z psychologiczno-natchnionym, domniemanie relaksacyjnym akompaniamentem w tle („We własnym tempie, tak jak robisz jest dobrze, może niektórzy czują właśnie lekki świąd w lewym palcu u stopy” :P ) czy też grą w sałatkę owocową, poznaliśmy zarys analizy transakcyjnej Erica Berne’a.
Ów amerykański psychiatra pomyślał sobie, że w każdym z nas współistnieją trzy byty – dziecko, rodzic i dorosły. Od momentu narodzin kształtują się nasze wewnętrzne dziecko i dorosły, są niejako wdrukowywane w nas przez otoczenie. Nie możemy ich zmienić czy wymazać. Z kolei wewnętrzny dorosły to coś, czego musimy, a na pewno powinniśmy, nauczyć się sami. Dziecko, to najprościej rzecz ujmując nasze emocje, to zlepek bodźców, doznań, obrazów, dźwięków, z którymi mieliśmy styczność wczesnym dzieciństwie (do piątego roku życia). W dziecku odnajdziemy ciekawość świata, popędliwość, potrzebę odkrywania i doświadczania. Negatywne przeżycia dzieciństwa mogą odcisnąć piętno w postaci gniewu, lęku, bezsilności i innych negatywnych emocji, które mogą przejawiać się w dorosłym życiu. Te nasze dziecięce odruchy, potrzeby były zazwyczaj karcone, tłamszone, korygowane. Wszystkie zakazy, polecenia, upomnienia, normy reprezentuje i podszeptuje nam wewnętrzny rodzic (taki odpowiednik freudowskiego superego?). Rodzic to nasz wewnętrzny krytyk, który przywołuje do porządku, gdy nasze wewnętrzne dziecko za bardzo krzyczy „chcę”. Najbardziej dojrzały, prawidłowy z punktu widzenia psychologii element stanowi wewnętrzny dorosły. To on kontroluje i tłumi nadmierną ekspresję wewnętrznego dziecka czy dorosłego. Wewnętrzny dorosły winien być nadrzędnym dowódcą, powinien analizować refleksje pochodzące od zazwyczaj zbyt krytycznego rodzica, od zbyt emocjonalnego dziecka i podejmować dojrzałą decyzję. To by było na tyle, jeśli chodzi o mądre teorie.

Dla tych, którzy nie lubią marnować czasu:



Czasami, tuż po tym, gdy za bardzo poddam się głosowi wewnętrznego dziecka, następuje chwila otrzeźwienia i refleksji. Myślę sobie: co ja u licha zrobiłam, jak mogłam tak postąpić, czy mój dorosły zapadł w jakiś strasznie głęboki sen, wyjechał na urlop czy może urządził strajk generalny? To tak, jakby nagle ocknąć się z nożem w ręku i litrami świeżej krwi tętniczej rozbryzganej wokoło, zupełnie nie wiedząc jak i dlaczego, z bolesną świadomością, że trzeba to wszystko posprzątać, ponieść odpowiedzialność, dalej z tym żyć.
Może dlatego ciągle popełnia się te same błędy, że za wszelką cenę temperuje się dziecko karcącym głosem wewnętrznego rodzica (oj tego to ja mam wybitnie wykształconego, niestety), marnując na to całą siłę i energię, zamiast rozwijać wewnętrznego dorosłego? Niestety, zazwyczaj wybiera się drogi łatwiejsze. W dodatku bardzo trudno jest sprawić (w) sobie naprawdę dorosłego wewnętrznego dorosłego. Ale warto. Choć może to tylko idealizm, bo chyba nie znam nikogo, kto w tych ułamkach sekund, w czasie których podejmuje się tysiące codziennych decyzji, najczęściej oddaje głos dorosłemu.

René Magritte, Le fils de l'homme

* * *
Czego nie można wziąć w swoim bagażu podręcznym do samolotu? M. in. :
  • elektrycznego pastucha (trudno, ich wina jak mi się krowy rozpełzną po pokładzie!)
  • pistoleciku na wodę,
  • tyczek do ryżu, nunczaka, kubatony i kubasaunty (cóż to jest, u licha?),
  • strzelających zabawek bożonarodzeniowych (no mercy, trzeba się rozstać z ukochanym karabinkiem AK dostanym od babci pod choinkę…),
  • napojów alkoholowych o zawartości alkoholu w objętości przekraczającej 70% (stopień zawartości alkoholu 140%) (ja naprawdę nie wiem o co tutaj chodzi, ale cytuję ze strony ryanair.com),
  • lasek ze szpadami (sorry Mr Zorro, dziewczyna zostaje).

Kijków trekingowych też nie można, motyla noga!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

najbardziej spodobał mi się fragment o rzeczach niedozwolonych w samolocie :P
tz tekst o "bytach" w człowieku bardzo interesujący jednak ja, w której góruje jeszcze dziecko nie jestem w stanie zrozumiec o co dokładnie z tym wszystkich chodzi :P

dziewczyna Mallory'ego pisze...

Jakie dziecko? Żartujesz sobie ze mnie, moja panno? ;) Podobno warto pielęgnować w sobie to dziecko (w granicach zdrowego rozsądku), bo z wiekiem coraz rzadziej lubi się ujawniać;) I potem nic tyko zrzędzenie i zrzędzenie;)

dziewczyna Mallory'ego pisze...

Z resztą - ja też nie rozumiem o co dokładnie chodzi. Wiesz jak to jest - trzeba trochę pomarkować domniemane szczątki intelektu, licząc że żaden profesjonalista się nie przyczepi;)