środa, 23 czerwca 2010

piątek, 18 czerwca 2010

Patrz szeroko

Piątek wieczór. Iść na imprezę czy uczyć się - oto jest pytanie?

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Langosz

Rzecz typowa dla węgierskiej kuchni (czyli bardzo tłuste i bardzo niezdrowe). Miał być moją proustowską magdalenką. Nie był zły, lecz niestety nic nie dorówna wspomnieniu langosza zjedzonego w Szczedrzyku w czasach dziecięcych. Kiedyś to były langosze... ;)

One night in Ibolya



Ibolya to miejsce, gdzie za jedyne 180 hufów można nabyć Yuzsdka Vodka. W Ibolya można spotkać dużo ciekawych osób, co więcej - nie ma szans żeby nie pokonwersować z tubylcem, mimo wyraźnych braków lingwistycznych, gdyż mój węgierski, chociaż ciągle się poprawia, ogranicza się jednak do pojedynczych wyrazów i popularnych zwrotów koniecznych do egzystencji w tym dziwnym kraju, przy czym jedna reguła jest ważna: egészségére jest wyrazem-kluczem, którego można używać w wielu sytuacjach - używamy go gdy ktoś kichnie, gdy wznosimy toast, gdy mówimy smacznego, oraz słyszymy to w menzie gdy zwracamy naczynia, chociaż zastosowania są zapewne dużo szersze i ciagle nie odkryte. Jeszcze bardziej użytecznym zwrotem, niezwykle popularnym wśród Erasmusów, jest nincs problema, który już z całą pewnością nadaje się na każdą okazję.
Wróćmy jednak do wieczoru w Ibolya. Pan ze zdjęcia nr 1 przyszedł w kapeluszu i z walizką i siedział cały wieczór pijąc piwo i spoglądając w przestrzeń. Bez problemu zgodził się na zdjęcie, zagadywał po węgiersku, próbowaliśmy odpowiedzieć po angielsku/niemiecku/hiszpańsku/węgiersku-w-wesji-begginer. Ostatecznie konwersacja odbyła się na przyzwoitym poziomie pozawerbalnym. Pan ze zdjęcia nr 2 przysiadł się do naszego stolika, kazał sobie robić zdjęcia, po czym z determinacją mówił do nas o czymś płynnie po węgiersku przez około 20 minut. Chyba nawet nie zauważył, że nie zrozumieliśmy ni słowa.

Po wyjściu z villamosza