sobota, 22 sierpnia 2009

Okupione krwią

...którą wyssały ze mnie komary (atakujące z wściekłością i w ilościach hurtowych) podczas spaceru po Księżej Górze, gdzie (z przykrością donoszę) robi się już nieco jesiennie.




Plus na deser to czemu mój obiektyw nie może się oprzeć (choć ostatnio już mi chętka powoli przechodzi) czyli insekt :)

piątek, 21 sierpnia 2009

Nasz-brak foto-klasy

Posiadanie konta na naszej-klasie jest ekscytujące nie tylko ze względu na możliwość nieograniczonego lansu, podglądania swoich eks, wyrażania aprobaty dla nowiutkich zdjęć swoich 586 znajomych (jedyne poprawne wersje to: ślicznie, cudownie, świetna fota). Posiadanie konta daje nam możliwość nieustannego zadziwienia tym, jak wspaniale twórcza jest ludzka głupota. Prześledźmy subiektywną listę fotograficznych grzechów głównych popełnianych na n-k:

Historie dziecięce

...czyli wrzucanie trójwymiarowego USG płodu, zdjęć zrobionych w sekundę po wyjęciu z macicy oraz minimum kilkaset ujęć z każdego etapu rozwoju (pierwsza kupka, kolka, uśmiech, ząbek, spacerek, strupek na kolanku itp itd, przy czym należy pamiętać, że jeśli umknie nam jakiś element z życia dziecka - niczego ono w życiu nie osiągnie i będzie wyszydzane przez rówieśników, których bardziej kochające matki wrzucały jeszcze więcej fotek na n-k. Pamiętając o tej zasadzie cykajmy śmiało. W końcu znajomi nigdy się nie znudzą i są zawsze gotowi do "och jaki słodki bobasek" oraz zapewnień, że dzieciątko na pewno nie jest podobne do listonosza).

Miłość ci wszystko wybaczy (ale nie te zdjęcia!!!)

...czyli dowód, że serce ma nerwowe połączenie z migawką aparatu, a połączenie to wiedzie przez wyciągniętą rękę. Gorące uczucie odbiera rozum, to odwieczna prawda, jednak nawet to nie usprawiedliwia wystawania godzinami po parkach i cykania setek (!) fotek z ręki. Być może zakochani odkrywają w sobie wówczas ukryty pęd do pracy naukowej i mnogością fotografii chcą uchwycić metafizyczny aspekt starzenia się, subtelne niuanse piętna czasu, które wszak w każdej sekundzie odciska się na naszych twarzach. Zrozumiałabym, gdyby owe zdjęcia zakochani pozostawili dla siebie, względnie swych nieszczerych przyjaciół i znajomych, którzy nie powiedzą im wprost, że nudzi im się oglądanie tego badziewia. Jednak nie, oni jednak muszą wrzucać je w horrendalnych ilościach na n-k, z ociekającymi lukrem opisami i wzajemnymi komentarzami opatrzonymi rojem serduszek i buziaczków. Słodkie. Można się tym napawać w własnej alkowie, ale darujcie to ludzkości. Wreszcie - mimo uwiecznienia uczucia na zdjęciach, uczucie owo nie trwa wiecznie i w końcu romantyczny związek rozpada się. Ale spokojnie - i ten moment można wykorzystać by dodać ostatnie wspólne zdjęcie (b&w, może być lekko rozmazane, koniecznie opatrzone łzawo-wzniosłym cytatem z Coelho lub fragmentem piosenki Feela).

Envy me you looser!

...czyli chwalipiętyzm rozbuchany pospolity nieuleczalny. Nie ważne czym się chwalisz - palmą na Majorce, imprezą w Spiżu, "Wyborową" na działce, beemką proboszcza - liczy się tylko i wyłącznie lans. Cokolwiek, co może sprawić, że twoim znajomym (z których 20% to konta fikcyjne a 50% na oczy nie widziałeś) opadnie żuchwa z wrażenia - wrzucaj. Wjechała w twojego malucha pijany woźnica? Fotka stłuczonego zderzaka będzie idealną rozrywką dla mas na sobotnie popołudnie. Dostałaś na 18-tkę różowy wibrator? Nie kryguj się i pokaż to światu.

Któż jest najpiękniejszy na świecie?

...czyli kobieta z cyfrówką jest setki razy gorsza od kobiety za kierownicą (piszę to z całym szacunkiem dla własnej płci). Egocentryzm jest wprost proporcjonalny do ilości swoich zdjęć. Ważne, by zdjęcia były niemal identyczne (preferowane kadrowanie: zbliżenie oka, en face przy czym pół twarzy mocno prześwietlone, ujęcie "z pozycji robienia loda" z dużym dekoltem i wystającym stanikiem, co 15 fotka dla urozmaicenia może być wrzucona w samej bieliźnie w zalotnej pozie na łóżku, co weekend warto też wrzucić zdjęcie w ałtficie imprezowym, ślubów/styp/chrzcin również nie należy omijać jako przyczynków do dokumentacji nowych elementów swojej garderoby). Każda zmiana koloru włosów - nowe zdjęcie na n-k (pasemka i grzywki też się liczą). Dziewczęta bardziej uduchowione, oczytane ("Mały książę", Marquez, Coelho, Emmanuel-Schmitt) zapragną zapewne ukoronować swe doskonałe oblicza wyjątkową sentencją, aforyzmem ("Kobieta zmienną jest", "Oczy to zwierciadło duszy, a w oceanie moich dryfuje nadzieja", "Kawa nigdy nie może być za mocna, a piękna kobieta - za słaba"). Szumy, prześwietlenia, niedoświetlenia, flesz w brudnym lustrze, muszla klozetowa i bałagan na drugim planie nie są ważne - liczy się tylko dodanie kolejnego autoportretu. W końcu nie znamy dnia ani godziny a ważne jest, by pozostawić po sobie spuściznę dokumentującą urodę własną. I uwaga: ilość, ilość, ilość i jeszcze raz wystający stanik!!!

Lustereczko powiedz przecie (kto jest największym flejtuchem na świecie)

...czyli mój mózg jest zbyt indolentny by zaakceptować istnienie samowyzwalacza. Częściowo podpada pod poprzednią kategorię, tam też zjawisko zostało wspomniane, więc na tym poprzestańmy. Nie zapomnijmy o fleszu, seksownym wygięciu biodra i mocnym wybrudzeniu powierzchni lustra. Faceci na to lecą, dziewczyny zzielenieją z zazdrości i chwycą za swoje aparaty!!!

Trudno w to uwierzyć, ale przed erą naszej-klasy świat też istniał. Istniał i miał się całkiem dobrze. Ludzie się kochali, rodzili dzieci, byli piękni i mieli lustra, samochody i jeździli na wakacje do Świnoujścia. Co więcej - robili sobie autoportrety. Także z odbiciem w lustrze. Z jakim efektem - zobaczcie sami.

Powyższa oraz poniższe fotografie są autorstwa Francesci Woodman (1958-1981), amerykańskiej fotograf, która popełniła samobójstwo skacząc z okna nie ukończywszy 23 lat.



Autoportret powyżej Francesca wykonała w wieku 13 lat!
Także słodkie trzynastki - chcieć to móc ;)

Można z góry, można z biustem (a nawet bez stanika) i można to zrobić ze smakiem.

Dowód, że i z aparatem można wyjść nieźle na zdjęciu bez tandety tudzież nikonowo-canonowskiego lansu (o co chodzi wie każdy, kto choć raz widział avatary na forach fotograficznych tudzież odwiedził profil n-k osoby, która w opisie ma "Fotografia to moja pasja!!!" - autoportret Stanley'a Kubricka

środa, 19 sierpnia 2009

Zostań hardkorem

"Jesteś hardkorem" i wszystkie wariacje na temat to modne obecnie wyrażenia, biorąc pod uwagę media, reklamy, opisy na gg, podsłuchane rozmowy na ulicy czy demotywatory (choć zasadniczo już od tego człowieka mdli, jak od wszelkiego nadmiaru). Tak więc wpisuję się moim tytułem wpisu do ogólnie panującego trendu, w końcu nie ma to jak płynąć z nurtem ogólnego imbecylizmu. Tytuł jednak ma swoje logiczne uzasadnienie, albowiem jest swoistym wyzwaniem dla śmiałka, który swym wyczynem odpowie na filozoficzne pytanie zadane na zaprzyjaźnionym blogu: czy można przeżyć pod przejeżdżającym pociągiem?

Wymagania dla śmiałka:
1) mocne serce (nie można dostać zawału w trakcie zabawy)
2) brak wydatnego brzucha (by nie zahaczyć o podwozie)
3) brak zaawansowanej ciąży (j.w.)
4) rozmiar buta nie większy niż 50 (j.w)
5) odpowiednio wysokie podwozie pociągu (niezależne od cech indywidualnych śmiałka, acz znajomości w pkp mile widziane)

Instruktaż:





Kto chętny....? :)

wtorek, 18 sierpnia 2009

Iterwju

Oto dlaczego kobiety nie powinny ujawniać ile mają lat:



Nie wiem doprawdy skąd ten dziki rechocik jako reakcja na moje marne 22 lata, niemniej poczułam się staro ;)

(wywiad przeprowadzał Maks, lat 7)

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

W (S)z.krócie

Punkt 1 - Festyn

W Sz. w miniony weekend odbył się coroczny festyn. Festyn jest kluczowym wydarzeniem w kalendarzu imprez społeczno-kulturalnych Sz. i zarazem jest zjawiskiem kultowym. Jak to w czasie wiejskiego festynu, można tutaj zaznać przyjemności dla ciała (trunki wszelakie sprzedawane przez członków Caritasu - wszak piwo to organiczny niezbędnik dla każdego człowieka) oraz ducha (bogaty wybór atrakcji scenicznych - od pokazu tańców latynoamerykańskich, poprzez najmniej śmieszny kabaret świata, o-dziwo-wcale-nie-takie-żenujące dowcipy proboszcza o księżach po występ znanej i lubianej grupy muzycznej "Krupnioki" - w tym miejscu warto zaopatrzyć się w kolejne piwo, albowiem tylko ono uczyni twórczość tej kapeli w miarę strawną dla narządu ślimakowego ucha; piwo można/należy zamienić na wiśniówkę).

Jeszcze trochę i cię dosięgnę!

Hannah Montana
(proszę zwrócić uwagę na spodenki młodej niewiasty)
- ze specjalną dedykacją dla tego-kogoś-kto-dobrze-wie-kim-jest (nie chcę tutaj publicznie ujawniać predylekcji tejże osoby do wzniosłych dzieł amerykańskiej popkultury, w niektórych kręgach - czytaj: poza grupą społeczną 13-latek - uznawanych za kompromitujące)

Punkt 2: trochę zielska czyli testowanie obiektywów



Punkt 3: Spojrzenie ku niebiosom

Pięciolinia

Punkt 4: album Tomciowo-Maćkowy

Kto ust w czasie jazdy na hulajnodze nie zamyka,
temu potem w paszczęce niejedna mucha bryka
(przysłowie staroegipskie)

Bracia (z czego, ten po lewej ma w ustach kotlet, a ten po prawej na zasadzie autorytetu starszeństwa dopasowuje układ ust do brata)

A ku ku!

Punkt 5: Tak bajdełej

Tak bardzo, bardzo kocham Cię
Tak bardzo potrzebuję ...
To przecież wiesz!

Czy wiesz, że Twoje oczy spalają mnie jak ogień
Gdy patrzę w Twoje oczy zaczyna się dzień
(Do Ani - Kult)

piątek, 14 sierpnia 2009

13-tego


Radzionków. Trzynastego, niekoniecznie w piątek, koniecznie wieczorową porą. Procesja towarzysząca mszy fatimskiej.

Buszując w ogrodzie

Kto powiedział, że nie można robić zdjęć pod światło?

Uwiecznione jako dowód, że jeszcze nie uschły

Muszka

mUFFinki

By zrobić muffinki nie trzeba wiele. Wystarczy znaleźć (naiwnego) ochotnika, który pójdzie do Lidla po stosowną paczuszkę z ingrediencjami. Potem wystarczy już tylko zmieszać to i owo za pomocą zepsutego miksera tudzież łyżki, nałożyć do foremek i zaparzyć sobie kawę by umilić czas oczekiwania na zestalenie się babeczek. Czas ten można również wykorzystać na wylizanie miski po cieście, gdyż muffinki in statu nascendi są równie smaczne, co po sesji w piekarniku.

Muffinki w saunie.

Trzeba przyznać...

...że smakowały...

...po prostu bosko :)

piątek, 7 sierpnia 2009

Deszczowe historie

Oscypkodajne stworzonko na Rusinowej Polanie

Gęsia Szyja zwana też Gęsią Pipką, którą miałyśmy zdobyć pierwszego dnia wyprawy, okazała się nie być tak lajtowa, jak to się dziewczynie Mallory'ego pierwotnie zdawało. Może dlatego, że pogoda nie rozpieszczała, a na Gęsią wiodły schody niezbyt anatomicznie wyprofilowane, by nie rzec wprost - niewygodne i charakteryzujące się atrybutem pt. "końca nie widać". Ale za to widoki na szczycie były olśniewająco piękne - były to bowiem nasze twarze ;) Wokół - nieprzenikniona gęstość mgły. Ale za to, widoki były po samiuśkie Tatry hej. O ile spojrzało się pod stopy ;) Później było zejście przez Waksmundzką Rówień, która to przewrotnie równa nie do końca była. Ale pasztet (drobiowy, w końcu to Gęsia Pipka była) okazał się być dla nas tym, czym dla Popeye'a the sailor men'a był szpinak i dziarskie dziewczęta dotarły do schroniska Roztoka, a genialne grzane piwo z miodem i korzeniami ukołysało je do snu.


Następnego dnia idąc przez Dolinę Roztoki deszcz pokazywał nam, że wszelkie prognozy pogody mają tyle wspólnego z rzeczywistością ile horoskopy w Naj i Przyjaciółce. Także nie było wiele okazji by wyciągać aparat z totalnie przemoczonego plecaka.



Warto też wspomnień o tym, że w Tatrach zrzeszają się liczne grupy Ku Klux Klan, które w swoich pelerynkach zakończonych szpiczastym kapturem przemierzają górskie szklaki wzdłuż i wszerz, a wszystko to dlatego, że niezbyt urocze białe pelerynki z logiem Plusa są hitem deszczowego sezonu w górach.



Miałam ongiś przyjemność poznać pewnego wytrawnego górskiego wędrowcę, który szlaki górskie ocenia pod kątem dostępności smakowitych dóbr gastronomicznych i wytworów piwowarstwa. Szlaki cechujące się bogactwem tych elementów zyskują opinię "szlaków kulturalnych". Nazewnictwo to wybitnie przypadło mi do gustu i mogę śmiało stwierdzić, że szlaki nasze były bardzo kulturalnymi z racji owego korzennego grzanego piwa, a szarlotka w schronisku w Dolinie 5 Stawów była lepsza niż kiedykolwiek (choć istnieje ryzyko pewnej stronniczości, gdyż do schroniska dotarłyśmy w stanie kompletnego przemoczenia i przemarznięcia, a w takim stanie smakuje człowiekowi wszystko).

Przedni Staw Polski

Przy okazji konsumpcji tejże owianej sławą i chwałą szarlotki odkryta została tajemnica jej smaku, ulegającego na przestrzeni czasu pewnym fluktuacjom. Zdarza się bowiem, że raz szarlotka 5-stawowa jest przypalona i organoleptycznie przeciętna (czyli szału nie ma), a raz jest znakomita. Zasłyszałyśmy z wiarygodnego źródła, że kucharz gdy nie uda mu się wypiek rzuca się z Orlej Perci a na jego miejsce zostaje zatrudniony nowy śmiałek, kultywujący tradycję szarlotkową.


Koniec moi mili. Plecak mój ukochany przeszedł całe Camino wraz z obficie raczącą deszczem Galicją, lecz dopiero polskie deszcze pokonały osłonkę p/deszczową i spenetrowały każdy zakątek plecaka nie pozostawiając ani jednego suchego atomu. Ale i tak było superancko :)

Chwila szczerości

-Czy uważasz, że lądowanie na Księżycu było sfingowane?
-Szczerze?
-No...
-Ale szczerze?
-No tak.
-Serio szczerze?
-Nie. Okłam mnie!