wtorek, 12 października 2010

Irun.
W miasteczku, gdzie bez wyrzutów sumienia można było zrezygnować napędu nożnego i przepłynąć 200m łódką z przemiłym Hiszpanem o nieco przerzedzonym uzębieniu, co jednakowoż nie ujmowało mu niczego z jego południowego, nieodpartego uroku. Innej drogi bowiem nie było, chyba że wpław.
San Sebastian
Odrobina Camino czyli kijki, buty, droga i kozie/krowie/końskie/... jawne oznaki dobrej przemiany materii.

Pewien bardzo deszczowy dzień w Budapeszcie.

sobota, 3 lipca 2010

Stanowisko z rezerwacją.
W zakazanym ogrodzie.
Pani sprzedająca kwiaty.
Węgierski pies zamknięty w samochodzie w czerwcowy dzień.

środa, 23 czerwca 2010

piątek, 18 czerwca 2010

Patrz szeroko

Piątek wieczór. Iść na imprezę czy uczyć się - oto jest pytanie?

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Langosz

Rzecz typowa dla węgierskiej kuchni (czyli bardzo tłuste i bardzo niezdrowe). Miał być moją proustowską magdalenką. Nie był zły, lecz niestety nic nie dorówna wspomnieniu langosza zjedzonego w Szczedrzyku w czasach dziecięcych. Kiedyś to były langosze... ;)

One night in Ibolya



Ibolya to miejsce, gdzie za jedyne 180 hufów można nabyć Yuzsdka Vodka. W Ibolya można spotkać dużo ciekawych osób, co więcej - nie ma szans żeby nie pokonwersować z tubylcem, mimo wyraźnych braków lingwistycznych, gdyż mój węgierski, chociaż ciągle się poprawia, ogranicza się jednak do pojedynczych wyrazów i popularnych zwrotów koniecznych do egzystencji w tym dziwnym kraju, przy czym jedna reguła jest ważna: egészségére jest wyrazem-kluczem, którego można używać w wielu sytuacjach - używamy go gdy ktoś kichnie, gdy wznosimy toast, gdy mówimy smacznego, oraz słyszymy to w menzie gdy zwracamy naczynia, chociaż zastosowania są zapewne dużo szersze i ciagle nie odkryte. Jeszcze bardziej użytecznym zwrotem, niezwykle popularnym wśród Erasmusów, jest nincs problema, który już z całą pewnością nadaje się na każdą okazję.
Wróćmy jednak do wieczoru w Ibolya. Pan ze zdjęcia nr 1 przyszedł w kapeluszu i z walizką i siedział cały wieczór pijąc piwo i spoglądając w przestrzeń. Bez problemu zgodził się na zdjęcie, zagadywał po węgiersku, próbowaliśmy odpowiedzieć po angielsku/niemiecku/hiszpańsku/węgiersku-w-wesji-begginer. Ostatecznie konwersacja odbyła się na przyzwoitym poziomie pozawerbalnym. Pan ze zdjęcia nr 2 przysiadł się do naszego stolika, kazał sobie robić zdjęcia, po czym z determinacją mówił do nas o czymś płynnie po węgiersku przez około 20 minut. Chyba nawet nie zauważył, że nie zrozumieliśmy ni słowa.

Po wyjściu z villamosza

poniedziałek, 24 maja 2010

niedziela, 16 maja 2010

I don't like eating things which have eyes...



...so i remove them ;)

Anatomia gałki ocznej została dogłębnie sprawdzona, jak na studentki kierunków medycznych przystało. Rybka po upieczeniu z oliwą, koperkiem i cytryną była bardzo smakowita.

Jeśli właśnie konsumujesz posiłek i mimo powyższego zdjęcia jeszcze Ci on smakuje, pozwolę sobie przytoczyć dialog z ostatnich zajęć praktycznych z ortodoncji.

Zawartość żołądka dziecka z wybitnym odruchem wymiotnym postanowiła ni stąd ni zowąd wrócić na powierzchnię ziemii tą mniej tradycyjną stroną. Studentki czym prędzej oddaliły się na stronę wypędzone bodźcami wizualno-węchowymi, studenci zaś dzielnie pozostali na posterunku i przeprowadzili następujący dialog:
-Look, there's some blood!
-No... it's just a tomatoe.
Potem żarcikom typu "Hey, David, do u think he ate scrambled eggs for his breakfast?" nie było końca, ku rozpaczy wrażliwych przedstawicielek płci pięknej.

środa, 12 maja 2010

poniedziałek, 10 maja 2010

Już miałam napisać posta, że do czasu powrotu na łono ojczyzny nie pojawi się ani jedna fotka, gdyż brak miejsca na dysku C uniemożliwia jakąkolwiek interwencję w zdjęcia, ale... udało się :) PS działa jako tako i mam już mniejsze podejrzenia, że Vista swoją prędkością działania chce uczynić ze mnie mistrza stoików (przy opcji, że zachowam pełen spokój i wyćwiczę anielską cierpliwość) tudzież mordercę laptopów (przy opcji, że dokonam powolnego i drastycznego mordu laptopa za pomocą tępego noża mej współlokatorki, a następnie sprofanuję jego zwłoki zrzucając je bez grama szacunku z 8 piętra akademika).

niedziela, 2 maja 2010

Z powodu braku czasu na zgrywanie/przeglądanie/obróbkę zdjęć up-date'y blogowe są żenująco wprost rzadko, nad czym bardzo ubolewam. Dopada mnie jakaś przedziwna niemoc na etapie zrzucanie na dysk/obróbka. Zauważam u siebie postępujący photoshopowstręt, który najpewniej wynika z faktu, że mój laptop przeżywa kryzys (mocno przyspieszonego z niewiadomych przyczyn) wieku periemerytalnego, charakteryzujący się spowolnieniem psycho-ruchowym, samoistnym zapadaniem w letarg w połowie obróbki zdjęcia, przegrzewaniem się w 5 minut po włączeniu i ogólnym buntem egzystencjalnym połączonym z brakiem kooperacji z użytkownikiem, co wybitnie nie sprzyja dziubdzianiu przy fotach.
Mimo wszystko - najzawrotniejsze pułapy naszych wizji nie giną - wkrótce postaram się więcej wrzucać.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Omer, rower i kałuża.
Hey, u wih the camera, remember to photoshop my girfriend's ass so it wouldn't look so fat.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

sobota, 3 kwietnia 2010

niedziela, 28 marca 2010

"...when I'm rich I'll buy you a candy castle" ;)