wtorek, 7 lipca 2009

Barania Góra

Rozdział 1: W drodze

Młoda para niestety niedługo cieszyła się swoim szczęściem - welon panny młodej niefortunnie okręcił się wokół opony samochodu i sprawnym ruchem godnym najlepszego chirurga urwał jej głowę*

Rozdział 2: Traumy żółtka początek

Żółtek dzielnie i w tempie (niemal) ponaddźwiękowym dowiózł swe czarujące pasażerki do celu. Jednak Wisła nie przyjęła go otwartymi ramionami, lecz założonymi blokadami. Mili i uczynni panowie ze straży miejskiej zapewnili Żółtkowi skuteczną opiekę przed niespodziewaną kradzieżą. Przycupnęłyśmy zaledwie na chwilkę, a już panowie w pociągających mundurach wykazali się wyjątkowym smakiem gustownie dobierając barwę blokady do karoserii Żółtka. Miejscowa ludność widząc nasze strapione nieco miny, próbowała nas uspokoić i ukoić naszą niepewność co do przyszłości: - Parkują w miejscu zabronionym to niech mają. Mandacik będzie. 200 złotych jak nic!!! (tu pojawił się gest zacierania rąk i diaboliczny rechocik przepełniony żądzą ekstatycznej satysfakcji). Zadzwoniłam czym prędzej pod wskazany numer a uwodzicielski głos męski poinformował, że za chwilę odsiecz przybędzie. Tak też się stało.
-Za tak niegodne, podłe, uwłaczające i urągajace wszelkim normom wykroczenie przewiduje się mandacik od 50 do 500 zł (tu przybrałyśmy miny niewinnych sarenek, a co niektóre z nas odpięły ze dwa guziczki przy dekolcie, uśmiechając się zalotnie). Ile dostała już pani mandatów?
-Ani jednego...
-Zawsze musi być ten pierwszy raz... (na twarzy pojawił się nieprzenikniony uśmiech)
Nie wiem czy to moja mandatowa cnota, czy może rozpięte guziczki przy dekolcie a może owe precyzyjnie dobrane na okoliczność chwili spojrzenia sprawiły, że obyło się jednak bez mandaciku i rozstałyśmy się z panami ze straży miejskiej w najlepszej komitywie, jednak z przestrogą, że "jeszcze raz i Kaukaz". Żółtek jednak po zajściu był nieswój. Ze stresu spowodowanego dotykaniem jego sfer intymnych (kół) przez obcych funkcjonariuszy z silnika zaczął się unosić niezidentyfikowany swąd... Jednak mimo to dzielny Żółtek doszedł do siebie i parł dziarsko dalej.

Rozdział 3: Na szlaku

Dolina Białej Wisełki

Szlak na Baranią wyjątkowo upodobały sobie rodziny z małymi dziećmi. Dzieci te charakteryzowały się ogromnym apetytem i monotonnym marudzeniem "Mamo, chce mi się jeść". Ojcowie zaś ze stoickim spokojem do znudzenia powtarzali "Zjemy na szczycie". Przeto gdy tylko dotarło się na szczyt...

Rozdział 4: Na szczycie


...powietrze przeszywał jeden wielki krzyk "JEEEEEEEEEEEEEEEEŚŚŚĆĆĆĆĆĆĆĆĆ!!!!!!"



Rozdział 5: Traumy Żółtka ciąg dalszy - trauma właściwa

Ongiś miałam w nawyku gubienie się na szlaku. Nawyk wpierw zanikł na krótko, by teraz przybrać nieco inną formę - na szlaku zgubiłam nie się, ale kluczyk. Kluczyk do mojego skarbu, miłości mej na czterech kołach, czyli Żółtka. Tak oto o godzinie 18 znalazłyśmy się w Wiśle Fojtuli bez klucza do samochodu i nadzieją, że ratunek w postaci klucza zapasowego nadjedzie w okolicach pierwszej w nocy. Ach, nie ma to jak przymusowa sobotnia, (nie tak bardzo niestety) gorąca noc i lans na deptaku w miejscowości turystycznej (w ubłoconych do granic możliwosci butach górskich;P). Zaskakujące jest to, że w Wiśle większość knajp jest zamykana o 23! Toż to pożałowania godny błąd! Gdzie w takim razie mają się podziać turystki, które zagubiły klucz do samochodu? ;) Jedno jest pewne - Wisła jest miastem, w którym życie nocne ma żywotność anemika w agonii, a my jesteśmy mistrzynami w przetrwaniu nocy w mieście bez życia nocnego ;)

Rodział 6: Epilog

W efekcie powróciłyśmy do domu niewiarygodnie zmęczone dotarłyśmy do domu w okolicach 2:15. Długa była ta wyprawa na Baranią, oj długa...

PS. Taki mały kluczyk a dziadostwo koztuje 150zł :/



*No dobra, trochę poniosła mnie fantazja, ale naprawdę niewiele brakowało, żeby welonik sięgnął opony - ależ wesoło by było!

Brak komentarzy: