sobota, 8 listopada 2008

Akutrak? Akurat!

Ach, odeszły (jeśli kiedykolwiek istniały w murach mojej prestiżowej [sic????] uczelni) w nieuchronną nieodwołalność mroków przeszłości czasy istnienia archetypicznej nieomal relacji uczeń-mistrz. Nie chcąc popadać w przesadny idealizm nie będę przywoływać historycznych wzorców tej relacji, krystalizującej się już w czasach starożytnych a kultywowanej przez wieki bez względu na okres dziejowy czy szerokość geograficzną. Jestem bowiem realistką i w większości przypadków udaje mi się pamiętać o tym, by nie oczekiwać zbyt wiele w sytuacjach, w których oczekiwać nie warto lub nie można. Nie imaginowałam sobie przeto siwych profesorów-autorytetów w wełnianych sweterkach i grubych szkłach okularów, prowadzących swoim doświadczeniem zbłąkane owieczki-studentów po zawiłych labiryntach wiedzy stomatologicznej a swoją charyzmą inspirujących ich do porywania się na szczyty dentystycznej wirtuozerii. Jednak pewne rzeczy, osoby i sytuacje zasadniczo zawiodły nawet mój brak przesadnych fantazji i wyobrażeń.

Mistrz idealny winien swoją osobą stanowić oparcie dla zagubionego ucznia, i choć wyprzedza go o lata świetlne wiedzą i doświadczeniem, powinien znajdować się parę kroków za nim, by w chwili rozterki i zwątpienia wskazać właściwy kierunek i nakreślić jasność celu.

Rzeczywistość jednak jak zwykle ma swoje własne zdanie i nasz istniejący-domniemany-mistrz (nazwijmy go Miszczem) jest przy uczniu, ale wirtualnie. Mija czas, rosa krótkie dni znaczyć zaczyna a nasz Miszcz pojawia się dopiero po grubo ponad miesiącu zajęć, wcześniej będąc li i jedynie obecny w podaniach, legendach i ludowych wyobrażeniach i podsyłając pytania na seminaria, niejednokrotnie mijające się o 180 stopni z dziwnym tworem zwanym rozpiską. Uraczywszy wreszcie uczniów widokiem swego oblicza, Miszcz uświadamia uczniom ich bezdenną głupotę i żenujący poziom NIEwiedzy (na poziomie, który uniemożliwia nawet zatrudnienie w sektorze robót drogowych). Po niezbędnym zmieszaniu ucznia z błotem i serią nie oczekujących odpowiedzi pytań o etiologię tego stanu rzeczy, Miszcz przechodzi do nauczania. Tak, Miszcz naucza długo, posiłkując się licznymi argumentami i figurami retorycznymi o charakterze straszenia i wzbudzania poczucia winy.

Nie łudźmy się jednak, że Miszcz swoimi naukami wprowadzi uczniów w spowite mgłą obszary owej niezbędnej a kompromitująco niezgłębionej wiedzy. Miszcz naucza bowiem o tym, że jego uczniowie są STUDENTAMI. A studenci to istoty genialne (choć przy tym, jak Miszcz argumentował wcześniej - leniwe i przesiąknięte do szpiku kości taką ignorancją, że aż żal cytować). Studencji widząc rozpiskę doskonale winni wiedzieć, że pod punktem "Polska kultura XXI wieku" kryje się wykucie na blaszkę składu procentowego pudru Dody, bo to wszak rozumie się samo przez się. Student nie śmie przy tym zgłosić, że rozpiska jest jakaś taka ogólnikowa, pokręcona i nie wiadomo u licha co, gdzie i jak, bo student jest STUDENTEM, więc powinien takie rzeczy wiedzieć a priori. Bo to nie szkółka niedzielna, moi mili państwo!

Student ponadto kocha wiedzę, i to tak bardzo, że sprzedaje ostatnią sukmanę by wejść w posiadanie wszystkich pozycji z niekrótkiej listy podręczników zalecanych, no bo to nie jest jakaś interna żeby kserować podręczniki. Student nie ma też życia towarzyskiego, gdyż każdą wolną chwilę przesiaduje w bibliotekach by wynajdywać tam informacje o akutrakach i innych modelAchnapinAch. Tzw. s t u d i o w a n i e, to wentyl bezpieczeństwa dla Miszczów - zrzucający na studenta wszelkie miszczowskie błędy, niedopatrzenia, lenistwo, olewanie czy też zrobienie wejściówki z tematu następnych ćwiczeń (student winien być też przygotowany na minimum parę zajęć do przodu i dokładnie uważać na wszystkie dopiski typu "por. roz. 2" bo one implikują automatyczną znajomość rozdziału 2, choćby nawet w jednym akapicie pisało "por. cała reszta podręcznika").

Ależ co to?! Czyżby żywot studenta malował się nam w tak pesymistycznych barwach? Skąd! Miszcz łaskawie da nam szansę naprawienia naszych błędów i wypaczeń. Cóż z tego, że jej wysokość rozpiska jest równie pokręcona, niejasna i doskonale enigmatyczna, podręczniki z niekrótkiej zalecanej listy niezmiennie powypożyczane z biblioteki a na kursach telepatii brak miejsc (telepatia jest niezbędna by znaną i uznaną techniką selektywnego mnemownikania przeniknąć czaszkę Miszcza i uzyskać informację, jakich to u licha informacji od nas oczekuje).

Wszystkie te miszczowskie zagrania mimowolnie przypominają mi zwykłe codzienne międzyludzkie gierki, w których oczekuje się od drugiej osoby spełniania niewypowiedzianych pragnień czy potrzeb zupełnie jakby ta druga osoba miała zdolności telepatycznego ich odgadywania lub też była ultrawrazliwym rejestratorem każdego drgnięcia nastroju. Czy nie byłoby prościej zwyczajnie powiedzieć jasno, czego się oczekuje? Zamiast wykonywać dziwne sabotujące gesty i zachowania zwyczajnie powiedzieć "chcę byś dzisiaj był ze mną"? Czy tak trudno jest nazwać akutraka po imieniu? ;)

Murek (niezrozumienia co autor rozpiski miał na myśli ;)

W labiryncie (wiedzy protetycznej i nie tylko)

Gdy potrzeba przypili... :]

PS. Akutrak (właściwie Accu-trac) wygląda tak:

Niezbyt urodziwy. Jakby go obrócić o 90 stopni przeciwnie do kierunku wskazówek zegara przypomina mi martwe rybki mojego Taty, którymi miałam się opiekować a które ugotowały się (nieumyślnie! nieumyślnie!) w akwarium w pewien smutny gorący czerwcowy dzień.

Pamięci rybek poświecam (po jednym dla każdej, niech będzie sprawiedliwie):

Niestety, niestety, to była zbiorowa egzekucja. Dlatego nie zostałam weterynarzem, rybakiem ani rybitwą a od tego czasu nie mamy w domu akwarium.

1 komentarz:

M pisze...

Miszczowie mają to do siebie czego nie mają do studentów :P
(Lol tak mi się napissało bo gdy napisałem mają to do siebie stwierdziłem, że nie podoba mi się fraza "mają to do siebie" i wymyśliłem coś głupiego :P)

Najwidoczniej ów wykładowca nie czuje się miszczem i chyba słusznie... Mistrzostwo go przerosło albo ktoś mu dał niedokładną rozpiskę i nie zdał egzaminu z miszczostwa.

Ładne zdjęcia :) Pozdrawiam