-Ech, kiedyś to były meble! - westchnął zażywny jegomość nerwowo podrygując lewą nogą w rytm wyjących rzewnie z głośników Wilków czy innych zębiastych ssaków - Dziadkowie używali mebli, potem rodzice a i nam mogłyby jeszcze służyć. Nie to co taki szajs jak dzisiaj. Nowoczesności się zachciało!!! Zamawiam meble, czekam, a tu nie taki kolor. A mam już tapicera co by mi zrobił te meble taniej niż tu, ale co ja będę mówić. No to reklamuję, bo wie pani, im trzeba z ustawy wyjechać. Prawników mają i myślą sobie że są mądrzy. A ja mówię pani, trzeba walczyć o swoje. Do końca twardym trzeba być to się wygra. Kazali czekać 14 dni no to czekałem, ale wczoraj o północy minął czas więc jestem, a co!- tu bojowe spojrzenie spod czarnych brwi wbiło się w centrum drzwi zdobnych w kartkę z napisem "Reklamacje".
-Długo państwo czekają? - włączyła się w monolog zażywnego jegomościa pani tuląca do swych obfitych kształtów musztardową poduszkę - Oj, tak długo? Bo mi za mało poduszek do wersalki dołożyli...
-Taki dzisiaj chyba dzień na reklamacje he he - odezwał się z kolei wesoły a ruchliwy świeży nabytek kolejki do pokoju za drzwiami z kartką, któremu właśnie składają w domu meble nie w tym kolorze co trzeba - trzynastego jest dzisiaj. Nie piątek, ale zawsze to trzynasty. He he, he he.
-Dla kogo dobry dla tego dobry szanowna pani. To znowu ja.... - głos zażywnego jegomościa zniknął za owymi drzwiami wraz z całą jego postawą zwartą i gotową do walki.
Nerwowe oczekiwanie.Po jakimś czasie złowrogie drzwi otwierają się ukazują zażywnego, z którego miny trudno wyczytać, czy z tarczą wychodzi czy na tarczy.Nie czas jednak na wnikliwe analizy konstelacji mięśni mimicznych jego twarzy, bo oto czas na moją walkę.
Walkę o fotel.
A wszystko zaczęło się...
Odcinek 1 - cztery tygodnie i jeden dzień wcześniej:
-Mówię ci, Ikea to kompletna tandeta. Robią to Chinach, kuszą hot-dogami za złotówkę a jakość lipna. Ja tam nic nie mówię, kupuj ten fotel jak chcesz, ale obok jest taki fajny sklep meblowy, z tradycjami, polscy producenci, a nie ikeotandeta. Żebyś nie żałowała!
Odcinek 2 - cztery tygodnie wcześniej (w Fajnym Sklepie Meblowym Z Tradycjami I Polskimi Producentami):
-Faktycznie! Ten fotel jest świetny!
-A nie mówiłem, a nie mówiłem.
-Dźbry, to co zamawiamy?
-Fotel obrotowy "Solo". Taki jak tamten czerwony skórzany na ekspozycji. Są inne obicia?
-Oczywiście, do wyboru, do koloru.
Odcinek 3 - Dzień wcześniej:
-To co, rozpakowujemy fotelik? - dwóch miłych panów z firmy transportowej zamaszystymi ruchami odziera mój wyczekiwany tygodniami fotelik z folii i papieru.
-Ale... to nie jest TEN fotel!!! - w mgnieniu oka zniknęła ekscytacja godna dziecka rozpakowującego gwiazdkowy prezent z papierków w wesolutkie i rubaszne postacie Mikołaja. Ekscytacja zniknęła w mgnieniu oka, które ujrzało, że to co miało być ślicznym, wygodnym, stylowym, obrotowym, wymarzonym fotelem "Solo", jest jakąś dziwną parodią kubełka na śmieci. I też, nie wiedzieć czemu, zwie się "Solo".
Tym oto sposobem znalazło się w gronie petentów oczekujących przed posępną płaszczyzną drzwi z kartką "Reklamacje". Twardym trzeba było być, ale z "ustawy nie trzeba było wyjeżdżać". Za to wyjechało się z zwrotem kasy, bez fotela, straciwszy 2 godziny życia i 80zł na transport owej parodii fotela "Solo".
Jakie wnioski płyną z tej krótkiej i niedramatycznej, choć męczącej i wkurzającej historii?
Ano takie, że:
1) Ikeofotel może nie był idealny, ale za to można mieć 100% pewność, że inny model o nazwie SKYRVSTÄD czy też HRVÄSTAD nie istnieje... I teraz już wiadomo dlaczego wszystkie rzeczy w Ikei mają takie wdzięczne nazwy.
2) Tak jak straciwszy jakąś rzecz można odkryć jak bardzo było się szczęśliwym posiadając ją, tak prawie dostawszy jakąś rzecz i spędziwszy kilka godzin na udowadnianiu, że nie jednemu fotelowi na imię "Solo" można odkryć, że było się absolutnie szczęśliwym BEZ tej rzeczy.
-Długo państwo czekają? - włączyła się w monolog zażywnego jegomościa pani tuląca do swych obfitych kształtów musztardową poduszkę - Oj, tak długo? Bo mi za mało poduszek do wersalki dołożyli...
-Taki dzisiaj chyba dzień na reklamacje he he - odezwał się z kolei wesoły a ruchliwy świeży nabytek kolejki do pokoju za drzwiami z kartką, któremu właśnie składają w domu meble nie w tym kolorze co trzeba - trzynastego jest dzisiaj. Nie piątek, ale zawsze to trzynasty. He he, he he.
-Dla kogo dobry dla tego dobry szanowna pani. To znowu ja.... - głos zażywnego jegomościa zniknął za owymi drzwiami wraz z całą jego postawą zwartą i gotową do walki.
Nerwowe oczekiwanie.Po jakimś czasie złowrogie drzwi otwierają się ukazują zażywnego, z którego miny trudno wyczytać, czy z tarczą wychodzi czy na tarczy.Nie czas jednak na wnikliwe analizy konstelacji mięśni mimicznych jego twarzy, bo oto czas na moją walkę.
Walkę o fotel.
A wszystko zaczęło się...
Odcinek 1 - cztery tygodnie i jeden dzień wcześniej:
-Mówię ci, Ikea to kompletna tandeta. Robią to Chinach, kuszą hot-dogami za złotówkę a jakość lipna. Ja tam nic nie mówię, kupuj ten fotel jak chcesz, ale obok jest taki fajny sklep meblowy, z tradycjami, polscy producenci, a nie ikeotandeta. Żebyś nie żałowała!
Odcinek 2 - cztery tygodnie wcześniej (w Fajnym Sklepie Meblowym Z Tradycjami I Polskimi Producentami):
-Faktycznie! Ten fotel jest świetny!
-A nie mówiłem, a nie mówiłem.
-Dźbry, to co zamawiamy?
-Fotel obrotowy "Solo". Taki jak tamten czerwony skórzany na ekspozycji. Są inne obicia?
-Oczywiście, do wyboru, do koloru.
Odcinek 3 - Dzień wcześniej:
-To co, rozpakowujemy fotelik? - dwóch miłych panów z firmy transportowej zamaszystymi ruchami odziera mój wyczekiwany tygodniami fotelik z folii i papieru.
-Ale... to nie jest TEN fotel!!! - w mgnieniu oka zniknęła ekscytacja godna dziecka rozpakowującego gwiazdkowy prezent z papierków w wesolutkie i rubaszne postacie Mikołaja. Ekscytacja zniknęła w mgnieniu oka, które ujrzało, że to co miało być ślicznym, wygodnym, stylowym, obrotowym, wymarzonym fotelem "Solo", jest jakąś dziwną parodią kubełka na śmieci. I też, nie wiedzieć czemu, zwie się "Solo".
Tym oto sposobem znalazło się w gronie petentów oczekujących przed posępną płaszczyzną drzwi z kartką "Reklamacje". Twardym trzeba było być, ale z "ustawy nie trzeba było wyjeżdżać". Za to wyjechało się z zwrotem kasy, bez fotela, straciwszy 2 godziny życia i 80zł na transport owej parodii fotela "Solo".
Jakie wnioski płyną z tej krótkiej i niedramatycznej, choć męczącej i wkurzającej historii?
Ano takie, że:
1) Ikeofotel może nie był idealny, ale za to można mieć 100% pewność, że inny model o nazwie SKYRVSTÄD czy też HRVÄSTAD nie istnieje... I teraz już wiadomo dlaczego wszystkie rzeczy w Ikei mają takie wdzięczne nazwy.
2) Tak jak straciwszy jakąś rzecz można odkryć jak bardzo było się szczęśliwym posiadając ją, tak prawie dostawszy jakąś rzecz i spędziwszy kilka godzin na udowadnianiu, że nie jednemu fotelowi na imię "Solo" można odkryć, że było się absolutnie szczęśliwym BEZ tej rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz