sobota, 18 października 2008

Chłamstwa

Sięgnij, drogi czytelniku, do podejrzanych zakamarków swego umysłu i spróbuj przypomnieć sobie ile razy podczas przeciętnej 10 minutowej rozmowy telefonicznej zdarza Ci się minąć z prawdą, wywieść rozmówcę w pole, zbałamucić go nieco, zwieść na grząskie bagna manowców czy też barwną paletą werbalnych pigmentów podkolorować rzeczywistość? Otóż pewni ludzie obdarzeni niepomiernie światlejszymi umysłami niż mój czy Twój (a zwący się dumnie naukowcami) obliczyli i orzekli, że fizjologiczną normą są 3 kłamstwa na przeciętną 10 minutową rozmowę. "Uffff" - słyszę westchnięcie ulgii tych, którzy wyliczyli sobie dwucyfrową liczbę kłamstw. "Phi!" - prychną ci, co naiwnie sądzą, że kłamią zdecydowanie mniej. Dlaczego naiwnie? Otóż sprytniutki konglomerat neuronów jakim jest nasz mózg potrafi zbajerować nawet swego właściciela - każdy nas kłamie znacznie częściej, niż sobie to uświadamia. Na podstawie faktu utraty kontroli nad rachubą wymykających się nam mimowolnie (lub nie) kłamstewek, można by rzec, że jesteśmy kłamcoholikami, i co najgorsze, nie będzie to przesadne nadużycie.

Wszystko to dlatego, że jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani do kłamania. Ten kłamstewkowy dobór naturalny tłumaczy się w ten sposób, że nasi przodkowie, którzy umieli trzymać język za zębami czy też kadzili władcy i umieli mu się przypodobać, zyskiwali lepszy wikt i opierunek, dzięki czemu mogli płodzić więcej kłamiącego potomstwa. Tak prawi psychologia ewolucyjna. Ja śmiem zapytać, dlaczego w takim razie nie otrzymaliśmy wszyscy w pakiecie z darami po przodkach lizusostwa i wazeliniarstwa? No ale po co się czepiam, taka zgrabna to teoria usprawiedliwiająca każde "Świetnie dzisiaj wyglądasz!" (w domyśle: "Zrobiłaś lifting czy przeszczep?").

Jednak jakby nie patrzeć, przemilczanie prawdy lub mówienie nie tego, co bezczelna myśl nam podsuwa jest niezbędnym elementem przetrwania w społeczeństwie, co też wmawiają nam od dziecka ("Karolku, nie można mówić tej pani że jest gruba, śmierdzi i ma wszy"). Razem z niemym nakazem, by chwalić obiadek cioci (mimo że włóknisty kotlet uporczywie staje w gardle) otrzymujemy cały przekaz moralny o uczciwości, prawości czy ósmym przykazaniu.

Niejednoznacznie też maluje się w aspekcie kłamstwa pozornie uniwersalny imperatyw kategoryczny Kanta („Postępuj zawsze według takiej maksymy, abyś mógł zarazem chcieć, by stała się ona podstawą powszechnego prawodawstwa“). Genialna w swej prostocie zasada: czyń tak, jakbyś chciał, by wobec ciebie postępowali inni - ale... czy zawsze chcemy by mówiono nam całą prawdę? Jeśli odpowiedziałoby się sobie na to pytanie przecząco, znaczyłoby że kłamstwo jest moralnie usprawiedliwione.

Z moich osobistych badań terenowych nad kłamstwem mogę się poszczycić podjęciem 40-dniową eksperymentalnej próby mówienia li i jedynie prawdy. Trzeba przyznać, że nie było łatwo i nieraz gimnastykowałam do granic możliwości najruchliwszy mięsień ludzkiego organizmu (czyli język:P). Wynik: 2 kłamstwa, wprawdzie żadne tam gigantyczne mistyfikacje zapierające dech w piersiach, ale jednak. Okazało się jednak, że od półprawd i ćwierćkłamstewek da się odzwyczaić. Zupełnie! Na dowód, że nie mijam się z prawdą w tym stwierdzeniu przytoczę szczyptę faktów:)

W jakich sytuacjach najczęściej kłamiemy? Oczywiście podczas rozmowy telefonicznej (brak efektu "czy te oczy mogą kłamać";). Ciekawe jest jednak to, że częściej kłamiemy podczas bezpośredniej rozmowy niż pisząc maile. Podobno ludzie obawiają się kłamać w formie elektronicznej, gdyż kłamstwa pozostają w trwałej formie i potencjalnie mogą być wykorzystane przeciwko nim. Podobno - bo coś nie chce mi się wierzyć, by komuś łatwiej przeszło przez gardło wypowiedziane patrząc prosto w oczy "Nie kochanie, to nie perfumy mojej kochanki tylko nowy odświeżacz powietrza w WC w biurze" niż sms "Muszę zostać dłużej w pracy". No ale wyniki doświadczeń też czasami kłamią;)


"Ze światła poczęte

moje miasto"

1 komentarz:

M pisze...

Podziwiam :> Gdybym napisał, że też bym tak mógł to bezczelnie bym skłamał :]