Co ci to przypomina?
Na fotograficznym marginesie
Na zdjęciu ładnie widać winietowanie (niedoświetlenie brzegów kadru). Kiedyś, dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach zupełnej nieświadomości (czyli jakieś parę miesięcy temu) winietowanie całkiem mi się podobało. Było to w czasach, gdy pojęcia takie jak np. ekspozycja, migawka czy głębia ostrości były mi dalekie jak Syberia od Riwiery. Czułość ISO była czarną magią (groźnie brzmiała, w ogóle mam dziwny uraz do rzeczy z ISO w nazwie). Brałam aparat (nie wiedziałam nawet co to za jeden, czym się on charakteryzuje i jak się go je), ustawiałam na automat i po zabawie. No, czasem jakieś makro, czasem jakaś próba pobawienia się z ostrością, metodą prób i błędów próbowało się rozkminiać ustawienia ekspozycji. Tak właśnie było. Potem, zaczęło się czytać to i owo i teraz inaczej się już patrzy na zdjęcie. Generalnie jestem zadowolona, że powolutku zaczynam rozumieć skąd się biorą pewne rzeczy i jak to, co robiłam empirycznie lub posiłkując się trybem automatycznym tak naprawdę działa, ale wadą jest to, że inaczej patrzę na zdjęcia. Nie mówię tutaj o treści, przesłaniu, wrażeniu czy ładunku emocjonalnym zdjęcia, bo to nie ma większego związku z jakością, aberracjami chromatycznymi, blikami czy dystorsjami. Jednak gdy patrzę na jakieśtam przeciętne zdjęcie, mimowolnie dostrzegam rzeczy, które kiedyś były zupełnie poza moim zakresem percepcji. Ale, hm, nie żałuję. Zastanawiam się, czy można podobną zasadę przenieść na inne dziedziny -przyjkładowo - na życie. Czy większa świadomość, dostrzeganie pewnych rzeczy (choć trudniejsze) są jednak cenne i w sumie potrzebne? Teoretycznie tak, ale pojawia się znamienne "ale". W konkretnej sytuacji (zazwyczaj skrajnej i niełatwej) może to wyglądać inaczej. Hm, lecz nie pora i okoliczności by to rozkminiać.
Wracając do winietowania - próbowałam je usunąć z tego zdjęcia i efekt nie był zadawalający. Więc w sumie, winietowanie może być ok. Lubiąc winietowanie można zaoszczędzić sporo piniążków na sprzęcie ;)
Na zdjęciu ładnie widać winietowanie (niedoświetlenie brzegów kadru). Kiedyś, dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach zupełnej nieświadomości (czyli jakieś parę miesięcy temu) winietowanie całkiem mi się podobało. Było to w czasach, gdy pojęcia takie jak np. ekspozycja, migawka czy głębia ostrości były mi dalekie jak Syberia od Riwiery. Czułość ISO była czarną magią (groźnie brzmiała, w ogóle mam dziwny uraz do rzeczy z ISO w nazwie). Brałam aparat (nie wiedziałam nawet co to za jeden, czym się on charakteryzuje i jak się go je), ustawiałam na automat i po zabawie. No, czasem jakieś makro, czasem jakaś próba pobawienia się z ostrością, metodą prób i błędów próbowało się rozkminiać ustawienia ekspozycji. Tak właśnie było. Potem, zaczęło się czytać to i owo i teraz inaczej się już patrzy na zdjęcie. Generalnie jestem zadowolona, że powolutku zaczynam rozumieć skąd się biorą pewne rzeczy i jak to, co robiłam empirycznie lub posiłkując się trybem automatycznym tak naprawdę działa, ale wadą jest to, że inaczej patrzę na zdjęcia. Nie mówię tutaj o treści, przesłaniu, wrażeniu czy ładunku emocjonalnym zdjęcia, bo to nie ma większego związku z jakością, aberracjami chromatycznymi, blikami czy dystorsjami. Jednak gdy patrzę na jakieśtam przeciętne zdjęcie, mimowolnie dostrzegam rzeczy, które kiedyś były zupełnie poza moim zakresem percepcji. Ale, hm, nie żałuję. Zastanawiam się, czy można podobną zasadę przenieść na inne dziedziny -przyjkładowo - na życie. Czy większa świadomość, dostrzeganie pewnych rzeczy (choć trudniejsze) są jednak cenne i w sumie potrzebne? Teoretycznie tak, ale pojawia się znamienne "ale". W konkretnej sytuacji (zazwyczaj skrajnej i niełatwej) może to wyglądać inaczej. Hm, lecz nie pora i okoliczności by to rozkminiać.
Wracając do winietowania - próbowałam je usunąć z tego zdjęcia i efekt nie był zadawalający. Więc w sumie, winietowanie może być ok. Lubiąc winietowanie można zaoszczędzić sporo piniążków na sprzęcie ;)
10 komentarzy:
To może szanowna autorko bloga pochwalisz się, czym robisz zdjęcia. Kompakt to czy może już lustrzanka? A jeśli chodzi o winietowanie, to ma ono swój niewątpliwy urok, choć czasem może przeszkadzać. Trochę można je zmniejszyć w lepszych programach, np Lightroom, czy Camera Raw mają takie opcje.
Pozdrawiam
A czytasz jakieś e-buki ? :> Czy tradycyjne i niezawodne rozszerzenie .celuloza ? :P Jakiś tytuł czy autor ? :> Bo w sumie też bym se poczytał se :>
Och, chciałabym by to była lustrzana (rozmarzone westchnięcie) :P Mam kompakt Sony DSC-H1. Nie jest zły, szanuję go, kochamy się (;P) jak stare dobre małżeństwo :> Nawet ostatnio próbuję poznawać jego głębsze walory, ale nie do końca da się wykrzesać z niego to co bym chciała.
Co do lektury, to jest typowo polisacharydowa Reyu :P Jedną mam książkę własną (dopiero zaczęłam czytać więc niewiele mogę powiedzieć o niej, ale na końcu ma obiecujące rozdziały o obróbce komputerowej) i drugą fajną pożyczoną ("Ekspozycja bez tajemnic" Bryan Peterson).
Jeśli mogę coś jeszcze dodać nt lektur o fotografii. Dla osó, które w aparacie potrafią co najwyżej ustawić włączenie lampy, to każda książka o fotografii cyfrowej będzie dobra (podstawy). Jeśli natomiast wie się trochę więcej, to lepsze są ksiązki o fotografii w ogóle, o różnych jej aspektach niż typowo fotografia cyfrowa - więcej można się dowiedzieć o podstawach powstawania zdjęć jak i aspekcie sprzętowym. Polecam też dostępny w Polsce miesięcznik Digital Foto Video, który jest prydatny i dla osób dopiero zaczynających przygodę z fotografią jak i dla tych bardziej Pro;)
Anonimowy komentatorze, napisałeś/łaś - "ksiązki o fotografii w ogóle". Jakie są godne polecenia?
napisałeś :) Napewno warte polecenia są ksiązki z serii National Geographic, niestety mają jedną poważna wadę - są drogie. Ale co NG to NG. Podręczniki Scotta Kellby'ego też są niezłe. Sam też polecam starsze książki, z czasów przedcyfrowych, a wciąż dostępne w antykwariatach jak i na allegro, takie jak Fotografia Langforda czy Kompletny Kurs Fotografii Josepha i Saundersa. No i wspomniany wyżej magazyn DFV.
Pozdrawiam
Dzięki za odpowiedź. Właśnie choinka na święta zniosła mi w podarku książkę z NG, po pierwszych kilkunastu stronach średnio mi się podobała, ale jeszcze do niej wrócę (chwilowo pożyczyłam ją znajomej, a sama czytam pożyczoną od tejże znajomej "Ekspozycję bez tajemnic"). Pozdrawiam i (jak domniemuję interesujesz się fotografią, ale jestem bystra że na to wpadłam, no nie?) życzę udanych zdjęć :>
Może trafiłaś na jakąś 'gorszą'. Osobiście uważam że seria 'szkoła fotografowania' NG jest dosyć dobra. I tak, dobrze zgadałaś;) dlatego też i Tobie życzę udanych zdjęć:) I jeszcze taki mały tip: ważne jest, żeby poznać pełnię możliwości swojego sprzętu, szczególnie w skrajnych warunkach. Ale to tylko szczegół;)
Pozdrawiam
Może nie "gorszą" ale po prostu jeszcze nie miałam okazji wgłębić się w nią ;) Jak przeczytam będę mogła (lub nie) krytykować, a w każdym bądź razie cokolwiek więcej napisać. Mam wrażenie, że mój sprzęt osiąga pełnię możliwości nawet przy przeciętnych warunkach ;P Ale zgodzę się, fajnie znać swój aparat, dopiero niedawno przeczytałam coś niecoś o swoim i żałuję lat w niewiedzy maskowanej intuicją ;P Choć teraz nie jest wiele lepiej :/ Gdy próbuję zrobić jakieś ćwiczenia polecane w książce na swoim aparacie, to efekty nie są takie jak w teorii być powinny. Ale nie zrażam się.
I dobrze, zrażać się nie można. Książki zwykle przedstawiają sytuacje idealne - specjalne warunki, światło, sprzęt, faza księżyca a najlepiej jeszcze żeby wiatr słoneczny nie wiał za mocno;) A tak na poważnie, żeby móc się 'pobawić' aparatem, powinien on mieć możliwość ustawień manualnych, a przynajmniej priorytetów, bo inaczej to jest loteria. No i inną prawdą jest, że jeśli chodzi o jakość zdjęć (nie wspominając możliwości) są lustrzanki. Ale to jest temat na długie wywody, wiec o tym może przy innej okazji;)
Pozdrawiam.
Prześlij komentarz