piątek, 21 sierpnia 2009

Nasz-brak foto-klasy

Posiadanie konta na naszej-klasie jest ekscytujące nie tylko ze względu na możliwość nieograniczonego lansu, podglądania swoich eks, wyrażania aprobaty dla nowiutkich zdjęć swoich 586 znajomych (jedyne poprawne wersje to: ślicznie, cudownie, świetna fota). Posiadanie konta daje nam możliwość nieustannego zadziwienia tym, jak wspaniale twórcza jest ludzka głupota. Prześledźmy subiektywną listę fotograficznych grzechów głównych popełnianych na n-k:

Historie dziecięce

...czyli wrzucanie trójwymiarowego USG płodu, zdjęć zrobionych w sekundę po wyjęciu z macicy oraz minimum kilkaset ujęć z każdego etapu rozwoju (pierwsza kupka, kolka, uśmiech, ząbek, spacerek, strupek na kolanku itp itd, przy czym należy pamiętać, że jeśli umknie nam jakiś element z życia dziecka - niczego ono w życiu nie osiągnie i będzie wyszydzane przez rówieśników, których bardziej kochające matki wrzucały jeszcze więcej fotek na n-k. Pamiętając o tej zasadzie cykajmy śmiało. W końcu znajomi nigdy się nie znudzą i są zawsze gotowi do "och jaki słodki bobasek" oraz zapewnień, że dzieciątko na pewno nie jest podobne do listonosza).

Miłość ci wszystko wybaczy (ale nie te zdjęcia!!!)

...czyli dowód, że serce ma nerwowe połączenie z migawką aparatu, a połączenie to wiedzie przez wyciągniętą rękę. Gorące uczucie odbiera rozum, to odwieczna prawda, jednak nawet to nie usprawiedliwia wystawania godzinami po parkach i cykania setek (!) fotek z ręki. Być może zakochani odkrywają w sobie wówczas ukryty pęd do pracy naukowej i mnogością fotografii chcą uchwycić metafizyczny aspekt starzenia się, subtelne niuanse piętna czasu, które wszak w każdej sekundzie odciska się na naszych twarzach. Zrozumiałabym, gdyby owe zdjęcia zakochani pozostawili dla siebie, względnie swych nieszczerych przyjaciół i znajomych, którzy nie powiedzą im wprost, że nudzi im się oglądanie tego badziewia. Jednak nie, oni jednak muszą wrzucać je w horrendalnych ilościach na n-k, z ociekającymi lukrem opisami i wzajemnymi komentarzami opatrzonymi rojem serduszek i buziaczków. Słodkie. Można się tym napawać w własnej alkowie, ale darujcie to ludzkości. Wreszcie - mimo uwiecznienia uczucia na zdjęciach, uczucie owo nie trwa wiecznie i w końcu romantyczny związek rozpada się. Ale spokojnie - i ten moment można wykorzystać by dodać ostatnie wspólne zdjęcie (b&w, może być lekko rozmazane, koniecznie opatrzone łzawo-wzniosłym cytatem z Coelho lub fragmentem piosenki Feela).

Envy me you looser!

...czyli chwalipiętyzm rozbuchany pospolity nieuleczalny. Nie ważne czym się chwalisz - palmą na Majorce, imprezą w Spiżu, "Wyborową" na działce, beemką proboszcza - liczy się tylko i wyłącznie lans. Cokolwiek, co może sprawić, że twoim znajomym (z których 20% to konta fikcyjne a 50% na oczy nie widziałeś) opadnie żuchwa z wrażenia - wrzucaj. Wjechała w twojego malucha pijany woźnica? Fotka stłuczonego zderzaka będzie idealną rozrywką dla mas na sobotnie popołudnie. Dostałaś na 18-tkę różowy wibrator? Nie kryguj się i pokaż to światu.

Któż jest najpiękniejszy na świecie?

...czyli kobieta z cyfrówką jest setki razy gorsza od kobiety za kierownicą (piszę to z całym szacunkiem dla własnej płci). Egocentryzm jest wprost proporcjonalny do ilości swoich zdjęć. Ważne, by zdjęcia były niemal identyczne (preferowane kadrowanie: zbliżenie oka, en face przy czym pół twarzy mocno prześwietlone, ujęcie "z pozycji robienia loda" z dużym dekoltem i wystającym stanikiem, co 15 fotka dla urozmaicenia może być wrzucona w samej bieliźnie w zalotnej pozie na łóżku, co weekend warto też wrzucić zdjęcie w ałtficie imprezowym, ślubów/styp/chrzcin również nie należy omijać jako przyczynków do dokumentacji nowych elementów swojej garderoby). Każda zmiana koloru włosów - nowe zdjęcie na n-k (pasemka i grzywki też się liczą). Dziewczęta bardziej uduchowione, oczytane ("Mały książę", Marquez, Coelho, Emmanuel-Schmitt) zapragną zapewne ukoronować swe doskonałe oblicza wyjątkową sentencją, aforyzmem ("Kobieta zmienną jest", "Oczy to zwierciadło duszy, a w oceanie moich dryfuje nadzieja", "Kawa nigdy nie może być za mocna, a piękna kobieta - za słaba"). Szumy, prześwietlenia, niedoświetlenia, flesz w brudnym lustrze, muszla klozetowa i bałagan na drugim planie nie są ważne - liczy się tylko dodanie kolejnego autoportretu. W końcu nie znamy dnia ani godziny a ważne jest, by pozostawić po sobie spuściznę dokumentującą urodę własną. I uwaga: ilość, ilość, ilość i jeszcze raz wystający stanik!!!

Lustereczko powiedz przecie (kto jest największym flejtuchem na świecie)

...czyli mój mózg jest zbyt indolentny by zaakceptować istnienie samowyzwalacza. Częściowo podpada pod poprzednią kategorię, tam też zjawisko zostało wspomniane, więc na tym poprzestańmy. Nie zapomnijmy o fleszu, seksownym wygięciu biodra i mocnym wybrudzeniu powierzchni lustra. Faceci na to lecą, dziewczyny zzielenieją z zazdrości i chwycą za swoje aparaty!!!

Trudno w to uwierzyć, ale przed erą naszej-klasy świat też istniał. Istniał i miał się całkiem dobrze. Ludzie się kochali, rodzili dzieci, byli piękni i mieli lustra, samochody i jeździli na wakacje do Świnoujścia. Co więcej - robili sobie autoportrety. Także z odbiciem w lustrze. Z jakim efektem - zobaczcie sami.

Powyższa oraz poniższe fotografie są autorstwa Francesci Woodman (1958-1981), amerykańskiej fotograf, która popełniła samobójstwo skacząc z okna nie ukończywszy 23 lat.



Autoportret powyżej Francesca wykonała w wieku 13 lat!
Także słodkie trzynastki - chcieć to móc ;)

Można z góry, można z biustem (a nawet bez stanika) i można to zrobić ze smakiem.

Dowód, że i z aparatem można wyjść nieźle na zdjęciu bez tandety tudzież nikonowo-canonowskiego lansu (o co chodzi wie każdy, kto choć raz widział avatary na forach fotograficznych tudzież odwiedził profil n-k osoby, która w opisie ma "Fotografia to moja pasja!!!" - autoportret Stanley'a Kubricka

Brak komentarzy: