Myszkarium
Będąc w wieku wczesnoszkolnym wpadłam z moją siostrą na genialny pomysł, by hodować myszkę. Genialność pomysłu często można ocenić po tym, że jest on nierozumiany przez ogół społeczeństwa. Nie inaczej było tym razem - minęły tygodnie nim wysublimowanymi technikami psychomanipulacji, wymyślnej perswazji, logicznej apelacji do rozumnej części rodzicielskiego jestestwa, wreszcie szantażu, podstępu i wyginania ust w podkówkę przy akompaniamencie szumu porywistych potoków dziecięcych łez, uzyskałyśmy przyzwolenie na wprowadzenie na łono naszej rodziny mysiej istoty.
Myszka była oczekiwana zapewne o wiele bardziej niż męski potomek przez Henryka VIII. Zagłębiałam tygodniami ajniki mysiej psychologi i kuluary profesjonalnej hodowli.
Wreszcie nastąpił długo oczekiwany dzień, w którym razem z siostrą pomaszerowałyśmy do sklepu zoologicznego.
-Poproszę myszkę - z namaszczeniem wypowiedziałam formułkę, która była ziszczeniem moich wielotygodniowych marzeń.
-O, widzę że wasz wąż będzie miał niezłą kolację.
-Wąż???? Ależ skąd! My będziemy hodować tą myszkę.
-Hodować? Co to za pomysł?! Toż to cuchnie okropnie... To już prędzej myszoskoczka - i poprowadził nas w stronę klatki z hiperkinetycznymi gryzoniami.
Jako, że pan z zoologicznego z obrzydzeniem na twarzy nie był stanie przemóc się, by sprzedać nam myszkę do celów hodowlanych, a my nie chciałyśmy substytutów, jedyną myszką jaką przyszło nam hodować była ta komputerowa.
Wreszcie nastąpił długo oczekiwany dzień, w którym razem z siostrą pomaszerowałyśmy do sklepu zoologicznego.
-Poproszę myszkę - z namaszczeniem wypowiedziałam formułkę, która była ziszczeniem moich wielotygodniowych marzeń.
-O, widzę że wasz wąż będzie miał niezłą kolację.
-Wąż???? Ależ skąd! My będziemy hodować tą myszkę.
-Hodować? Co to za pomysł?! Toż to cuchnie okropnie... To już prędzej myszoskoczka - i poprowadził nas w stronę klatki z hiperkinetycznymi gryzoniami.
Jako, że pan z zoologicznego z obrzydzeniem na twarzy nie był stanie przemóc się, by sprzedać nam myszkę do celów hodowlanych, a my nie chciałyśmy substytutów, jedyną myszką jaką przyszło nam hodować była ta komputerowa.
Ślimakarium
-Hej, wiecie co, normalnie mam taki pomysł!!! Będziemy hodować ślimaki - rzekł któryś z uczniów pewnego dnia, a ogólną aklamacją i spontanicznymi okrzykami przyjęto przez klasę II świetną propozycję. Pani wychowawczyni uroniła łzę wzruszenia rozczulona samorodnym pędem do wiedzy o mięczakach i z nadzieją na żywo rozwijające się instynkty opiekuńcze i poczucie odpowiedzialności wśród uczniów wyraziła zgodę na wcielenie idei w życie.
Tak oto wkrótce na tyłach klasopracowni matematycznej stanęło pokaźnych rozmiarów akwarium po ś.p. rybkach kolegi Krzysia, a wewnątrz zamieszkało sztuk 7 ślimaków winniczków, świeżo wyzbieranych na okołoszkolnych terenach w warunkach podeszczowych. Winniczki prężyły dumnie przepięknie wyrzeźbione muszle, zalotnie wysuwały czułki i z dystyngowaną melancholią jęły prezentować swe wdzsięki na artystycznym kurchanie z natchnieniem ułożonym przez uczniów w akwarium.
Był upalny czwartek przed długim weekendem, trwała lekcja angielskiego. Wykładał anglista imieniem Hassib, który wprawdzie po polsku nie mówił idealnie, ale za to hodował piranie i dwa dobermany co czyniło go zoologicznym guru.
-Aleś te ślimak zeschnie sie na wióra. They need water - orzekł anglista Hassib i z miną wieloletniego hodowcy piranii hojnie nalał wody do akwarium. Winniczki z lekkim przestrachem w ślepiach skuliły się na kamiennym kurchanie i zamarły w bezruchu.
-Now będzie miały good.
Klasa z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku popełzła do domu ciesząc się weekendem.
W poniedziałek rano gdy tylko przekroczyli próg szkoły nozdrza ich podrażnił nieokreślony acz dziwny zapaszek:
-O, chyba kucharki gotują krupnik - pojawiły się próby wyjaśnienia wonnego zjawiska. Jednak specificzny aromat podejrzanie intensywniał w miarę zbliżania się do klasopracowni matematycznej oraz jakość jego zmieniała się w kierunku raczej niejadalnego pochodzenia. Jedno spojrzenie na akwarium postawiło sprawę drastycznie jasno - ślimaki uległy przez weekend w warunkach wysokiej wilgotoności i takiejż temperatury procesowy rozkładu gnilnego z obfitą fermentacją i porostem niezidentyfikowanej pleśni. Takiego szoku klasa nie przeżyła od czasu przypadkowego odnalezienia za szafą siedmioletniej kanapki z szynką podczas akcji sprzątania klasy. Tak oto zakończyły się próby eksperymentalnych hodowli, a mięczaki zgłębiano jedynie w teorii.
Tak oto wkrótce na tyłach klasopracowni matematycznej stanęło pokaźnych rozmiarów akwarium po ś.p. rybkach kolegi Krzysia, a wewnątrz zamieszkało sztuk 7 ślimaków winniczków, świeżo wyzbieranych na okołoszkolnych terenach w warunkach podeszczowych. Winniczki prężyły dumnie przepięknie wyrzeźbione muszle, zalotnie wysuwały czułki i z dystyngowaną melancholią jęły prezentować swe wdzsięki na artystycznym kurchanie z natchnieniem ułożonym przez uczniów w akwarium.
Był upalny czwartek przed długim weekendem, trwała lekcja angielskiego. Wykładał anglista imieniem Hassib, który wprawdzie po polsku nie mówił idealnie, ale za to hodował piranie i dwa dobermany co czyniło go zoologicznym guru.
-Aleś te ślimak zeschnie sie na wióra. They need water - orzekł anglista Hassib i z miną wieloletniego hodowcy piranii hojnie nalał wody do akwarium. Winniczki z lekkim przestrachem w ślepiach skuliły się na kamiennym kurchanie i zamarły w bezruchu.
-Now będzie miały good.
Klasa z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku popełzła do domu ciesząc się weekendem.
W poniedziałek rano gdy tylko przekroczyli próg szkoły nozdrza ich podrażnił nieokreślony acz dziwny zapaszek:
-O, chyba kucharki gotują krupnik - pojawiły się próby wyjaśnienia wonnego zjawiska. Jednak specificzny aromat podejrzanie intensywniał w miarę zbliżania się do klasopracowni matematycznej oraz jakość jego zmieniała się w kierunku raczej niejadalnego pochodzenia. Jedno spojrzenie na akwarium postawiło sprawę drastycznie jasno - ślimaki uległy przez weekend w warunkach wysokiej wilgotoności i takiejż temperatury procesowy rozkładu gnilnego z obfitą fermentacją i porostem niezidentyfikowanej pleśni. Takiego szoku klasa nie przeżyła od czasu przypadkowego odnalezienia za szafą siedmioletniej kanapki z szynką podczas akcji sprzątania klasy. Tak oto zakończyły się próby eksperymentalnych hodowli, a mięczaki zgłębiano jedynie w teorii.
Wspomnienia hodowli nietypowych zwierząt nasunęło mi mrówkarium, oferowane przez pewien sklep internetowy z prezentami.
- Do zestawu dołączone są: szkło powiększające, narzędzie do łapania mrówek, urządzenie do kopania tuneli
- Żelu w mrówkarium wystarcza na około pół roku
- Mrówki NIE są dołączone do zestawu, należy je zdobyć samodzielnie
4 komentarze:
juz kiedys widzialem to "akwarium" dla mrowek, fajny gadzet ;)
z tego co pamietam to na toy4boys bylo ;)
ja chcę takie skwarium !
Ze skwarium może być ciężko (choć słyszałam, że można je nabyć w Tadżykistanie) ale mrówkarium można sobie spokojnie nabyć i hodować. Podobno dziewczęta na to lecą ;) Zwłaszcza te, które mają więcej niż 2 odnóża ;P
Prześlij komentarz