sobota, 13 czerwca 2009

Jak (nie) popełniłam samobójstwa

Wyobraźmy sobie, że kartkę tej treści przypadkowo odnajduje chłopak/mąż/narzeczona/przyjaciółka/siostra na szafce nocnej bliskiej osoby. W tym momencie krew w jego/jej naczyniach tętniczych i żylnych zaczyna krążyć szybciej wskutek nagłej tachykardii, twarz staje się blada, a przed oczyma pojawia się wizja autora liściku z poderżniętymi tętniczkami w wannie w łazience. Delikwent ów chciał ochronić wrażliwego adresata przed szokującymi widokami, więc postanowił zrzucić czarną robotę zajęcia się zwłokami na matkę.
Tak się składa, że jestem autorką tego listu, co więcej - umieściłam go na własnej szafce nocnej, gdzie dojrzała go przypadkowo moja mama. Jednak listu tego nie napisałam z własnej woli - powstał on w czasie teatralnego doświadczenia (bo nie wiem czy do końca kwalifikuje się to pod termin "spektakl") "Etiquette", podczas którego dwie osoby mają założone słuchawki i postępując według instrukcji, które słyszą, tworzą dla siebie nawzajem mały teatr, w którym oboje są jednocześnie widzami i aktorami. Kartkę zachowałam, bo chciałam wrzucić jako ilustrację do notki, opisującej to przedstawienie (a zwłszcza ciekawy motyw, polegający na tym, że odwróciwszy kartkę tyłem do przodu i podświetliwszy od tyłu, druga osoba może normalnie ją odczytać jeśli patrzy przez szklankę z wodą), ale z braku czasu notka nie powstawała, a kartka leżała sobie niepozornie na mojej szafce nocnej dopóki nie została nieco opatrznie zinterpretowana przez przypadkowego czytelnika. Morał jest prosty - jeśli nie planujecie popełnić samobójstwa, NIE zostawiajcie na szafkach nocnych listów pożegnalnych ;)

Brak komentarzy: