środa, 4 marca 2009

Komu promilek, komu bo idę do domu

Sklep o sugestywnej nazwie "Promil" reklamuje się hasełkiem reklamowym "Zakupy u nas wejdą Ci w krew!". Zapewne w zamierzeniu miało to być dowcipne. Być może jest. Być może jest to obiektywne stwierdzenie, że etanol po spożyciu w końcu wejdzie do krwioobiegu gdzie osiągnie określone stężenie wyrażane w promilach. Pod sklepem zobaczyłam jednak bezzębnego (sorry, zboczenie zawodowe - pewne rzeczy rzucają się w oczy;P) kloszarda i wyglądzie wskazującym na wcześniejszą sporą konsumpcję etanolu, raczącego się niekoniecznie drogim winem. Ledwo stał na nogach, za to intensywnie woniał.

"Wejść w krew" oznacza właściwie stać się nawykiem, bardzo silnym, od którego nie można się uwolnić. Gdybym była żoną alkoholika, który od dwudziestu lat pije, przeciąga mnie za włosy po przękątnej zadłużonego mieszkania, czasami łamie mi kości, dzieci wprawdzie nie bije, ale za to czyni je emocjonalnie obciążonymi do końca ich schrzanionego (przez niego) życia, wówczas widząc takie hasełko, byłabym raczej wkurzona.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

wiem, gdzie to jest, doskonale wiem.
swego czasu mieli tam dobre hambuksy...

dziewczyna Mallory'ego pisze...

Niedawno odkryłam, że "Promilków" jest w Bytomiu co najmniej dwa. Także nie wiadomo czy myślimy akurat o tym samym :] Hambuksy?

Anonimowy pisze...

to ten promil na uliczce wiodacej do rynku, prosto z placu sobieskiego (niegdys tellmana) ... a hambusky - to hamburgery ;)

dziewczyna Mallory'ego pisze...

No to myślimy o tym samym "Promilku" na Podgórnej :) Pozdrawiam!